Najnowsze Artykuły

zCARBONka

W maju, dzięki uprzejmości firmy Carbon Workshop, otrzymałem do testów ich flagowy produkt, czyli minimalistyczny portfel o jakże wymownej nazwie zCARBONka. Właściwie, to jest to tzw. "credit card holder" lub po polsku "etui na karty płatnicze" ale dla uproszczenia pozostanę przy portfelu. Tak więc od maja noszę przy sobie ten oryginalny portfel właściwie codziennie i stwierdziłem, że w końcu starczy tego testowania i czas coś na jego temat napisać.

Tytułem krótkiego wyjaśnienia napiszę czym tak naprawdę jest zCARBONka. Jej budowa jest prosta jak budowa przysłowiowego cepa i ta prostota jest jej dużą zaletą. Składa się z dwóch okładek wykonanych z włókna węglowego (stąd ten CARBON w nazwie) podklejonych miękką tkaniną ograniczającą wycieranie się zawartości portfela oraz z gumki scalających obie okładki w całość. Melduję, że skończyłem. Prawda, że prosta konstrukcja?


Z założenia zCARBONka ma być rozwiązaniem lekkim, wygodnym i bezpiecznym. Lekkim - bo z włókna węglowego, wygodnym - bo jest mała, bezpiecznym - bo włókno węglowe ogranicza przepływ fal RFID, a więc zmniejsza prawdopodobieństwo zdalnej kradzieży środków z kart przy użyciu chipów PayPass. Wszystkie te założenia spełnia w 100%, a do tego nowoczesny, ale nie rzucający się w oczy, design tego portfela powoduje, że nie będzie obciachem wyciągnąć go nawet w eleganckiej restauracji.

Jak już wspomniałem, zCARBONka weszła w skład mojego EDC i w zasadzie od 7 miesięcy nie opuszczała mojej kieszeni, gdzie musiała się pomieścić z kluczami i etui na dokumenty. Dzięki jej kompaktowym rozmiarom było to możliwe i właściwie można było zapomnieć, że tam jest. Dla mnie to ogromny plus, gdyż nie znoszę mieć wypchanych kieszeni. Według producenta portfel zmieści w sobie 6 kart płatniczych, ja osobiście nosiłem 3 karty, prawo jazdy i dowód osobisty.

Użytkowanie tego portfela jest proste i szybkie, aczkolwiek trzeba się przyzwyczaić do sposobu wyciągani z niego kart. Początkowo gumka trzyma zawartość dosyć ciasno i przy jej wyciąganiu czuć wyraźny opór ale po pewnym czasie się trochę rozciąga i karty wychodzą płynniej. Niemniej początkowo wyciągnięcie konkretnej karty, szczególnie ze środka, nie jest łatwe, mimo wycięć w okładkach, które docelowo miały to umożliwić. Aby szybko i bez zbędnego siłowania wydostać z carbonowych objęć żądaną kartę, najłatwiej jest lekko wysunąć całą zawartość, a następnie po jednej stronie wybranej karty wsunąć z powrotem te, których nie potrzebujemy. Dalej już przyczepność naszych palców wystarczy by wydobyć tą konkretną z portfela. Brzmi skomplikowanie ale w rzeczywistości da się to zrobić w ciągu sekundy lub dwóch.


W tym miejscu muszę zaznaczyć, że zCARBONka w żaden sposób nie zastąpi normalnego portfela. Umożliwia ona jedynie przenoszenie kart, nie ma w niej żadnego miejsca na banknoty czy bilon, Osobiście rzadko korzystam z gotówki, więc mi to absolutnie nie przeszkadza - karty noszę w zCARBONce zawsze przy sobie, a portfel z gotówką wrzucam do torby lub plecaka. Osoby preferujące operowanie gotówką niestety prawdopodobnie nie docenią zalet takiego rozwiązania.

Teraz słów kilka o wytrzymałości. Mimo noszenia zCARBONki w jednej kieszeni z kluczami nie widać na niej żadnych uszkodzeń, zadrapań, obtarć czy zadartych brzegów. W dalszym ciągu powierzchnia okładek jest gładka i z połyskiem. Gumka trzymająca obie okładki razem także nie przejawia śladów zużycia. Jedynym mankamentem jest fakt, że dostosowała się ona do trzymania 5 kart i uległa rozciągnięciu. W rezultacie obecnie 4 karty trzymane są w portfelu dosyć luźno, a mniejsza ilość po prostu z niego wypada. Na szczęście w zestawie otrzymujemy zapasową gumkę, jednak jest to element, który koniecznie wymaga poprawienia.

Skoro jestem przy wadach, to muszę wspomnieć o jeszcze jednej, nie dotyczącej może samej zCARBONki, ale jej wpływu na karty w niej przechowywane. Niestety należy liczyć się z tym, że w miarę użytkowania powierzchnia kart płatniczych będzie ulegać wytarciu. Jest to nieuniknione z tego względu, że karty w tym portfelu są trzymane siłą tarcia. Tak więc wyciągając kartę, trze ona całą powierzchnią o karty sąsiadujące. O ile tkanina pokrywająca okładki zabezpiecza powierzchnie skrajnych kart, to te wewnętrzne nie są niczym chronione. Nie jestem na chwilę obecną w stanie stwierdzić, czy ma to jakiś negatywny wpływ na funkcjonowanie chipów lub pasków magnetycznych. Póki co moje karty działają prawidłowo, ale czas pokaże, czy to się nie zmieni.

Ogólnie oceniam ten produkt jako ciekawe rozwiązanie, przeznaczone dla określonej grupy odbiorców, Zapewne nie każdy korzysta z kart, a ci co korzystają niekoniecznie będą chcieli częściowo odciąć się od gotówki. Jednak sądzę, ze w dzisiejszych czasach wszechobecnej elektroniki i powszechności płatności bezgotówkowych znajdzie się spora grupa odbiorców takiego produktu. Szczególnie, że dla fanów personalizacji producent oferuje różne kolory gumek, oraz możliwość wytłoczenia na nich wybranego tekstu. Osobiście na pewno będę kontynuował użytkowanie zCARBONki, bo lubię mieć lekko w kieszeniach.

Czytaj Dalej

Appendix carry - za i przeciw

Skryte noszenie broni z przodu ciała, czyli appendix carry, w środowisku concealed carry jest w ostatnim czasie bardzo popularne. Niektórzy twierdzą, że ta popularność wynika nie tyle z zalet tego sposobu noszenia pistoletu, ale ze zwykłej mody. Osobiście się z tym twierdzeniem nie zgadzam. Appendix carry ma swoje zalety ale i wady, które eliminują modę z równania.

W poprzednim wpisie opisałem podstawowe zagadnienia dotyczące noszenia broni. Teraz będzie trochę bardziej szczegółowo o metodzie noszenia, którą sam stosuję. Noszę w ten sposób swojego Glocka 19, wcześniej nosiłem też większe i cięższe Norinco NP22, więc poznałem jasne i ciemne strony tej metody. Wiem też, że ma ona wielu przeciwników, a ich argumenty nie są pozbawione sensu. Celem tego wpisu nie jest namawianie do appendix carry. Chcę tylko pokazać, że nie taki wilk straszny jak go malują i dla części osób, we właściwych warunkach, może to być dobre rozwiązanie, które warto wypróbować.

Appendix carry nie jest dla wszystkich. Nie jest też najwygodniejszą z metod noszenia broni. Żaden inny sposób nie jest tak zależny od warunków fizycznych noszącego, jak appendix. Mówiąc wprost - do tej metody powinno się mieć płaski brzuch. Już lekka oponka utrudnia całą sprawę. Powód jest prosty - pistolet jest oparty o brzuch i im bardziej ten nam odstaje, tym dalej od reszty ciała znajduje się broń, czyli tym bardziej jest ona widoczna. Pewną metodą zapobiegawczą jest poluźnienie paska i umieszczenie pistoletu poniżej brzucha. Przy niedużej oponce to zda egzamin, przy większym brzuchu broń będzie niewidoczna, ale i w znacznym stopniu niedostępna.

A - ułożenie pistoletu u osoby z płaskim brzuchem, B - u osoby z mięśniem piwnym
Tak więc koniecznie trzeba tej metody spróbować, by stwierdzić czy się u was sprawdzi. Nie trzeba zbyt wiele by to sprawdzić - jeśli appendix nie jest dla was już po kilku minutach noszenia będziecie czuli skrajny dyskomfort. Jeśli jednak nie jest tak źle, to znaczy że przy odpowiedniej kaburze będziecie w stanie nosić swój pistolet całkiem wygodnie.

No dobra, tyle kombinowania ale czy warto się z tym użerać? Otóż appendix carry ma kilka bardzo istotnych zalet, które ciężko jest przecenić. W dużej mierze rekompensują one ewentualne niedogodności.

Po pierwsze - szybkość dobycia broni. Wasz pistolet znajduje się z przodu ciała więc wasze ręce mają do niego najkrótszą możliwą drogę do przebycia.

Po drugie - broń jest świetnie ukryta. Appendix carry sprawdza się nawet z dosyć obcisłymi ubraniami.

Po trzecie - broń jest dostępna tylko dla was. W zasadzie nie ma możliwości, żeby ktoś ją wam wyciągnął z kabury. Jeśli nawet by próbował, wystarczy lekko pochylić ciało do przodu i wasz tors uniemożliwi jakikolwiek ruch w kaburze.

Po czwarte - jest to chyba jedyna metoda umożliwiająca dobycie broni siedząc przypiętym pasami w samochodzie.

W końcu po piąte - appendix carry rozwiązuje problem zimowych ubrań. Przyjęło się, że jest to metoda głównie na ciepłe dni. Jednak z mojego doświadczenia wynika, że najlepiej sprawdza się właśnie zimą, kiedy nosimy wiele warstw ubrań pod zapiętą kurtką. Każdy kto próbował, mając na sobie zapiętą kurtkę, dobyć broni z kabury na biodrze wie, że jest to dosyć karkołomne zadanie. Albo trzeba kurtkę najpierw rozpiąć, albo próbować ją jakoś na biodrze podciągnąć, co w moim przypadku w prawie 100% prób kończyło się zaczepieniem ściągaczem o chwyt pistoletu i szarpaniną. Nawet sławny Instructor Zero przyznał, że jeśli nosi broń nigdy nie zapina kurtki, bo nie byłby w stanie jej sprawnie dobyć. Mając pistolet z przodu bez problemu wyciągam go spod  kurtki i znajdującego się pod nią polaru. Oczywiście zbyt długa kurtka byłaby problemem, ale to samo miałoby miejsce w przypadków innych metod noszenia broni.

Wielu przeciwników appendix carry wskazuje na problem z pochylaniem się i siedzeniem. Niestety mają rację - nie są to czynności należące do łatwych przy tej metodzie noszenia broni. W pierwszym wypadku zamek pistoletu wbija się w żebra, w drugim - lufa uciska pachwinę. Ale nie jest to sytuacja beznadziejna. Schylanie wystarczy zastąpić kucaniem (wbrew pozorom jest to zdrowsze dla kręgosłupa). Co do siedzenia to problem w głównej mierze dotyczy jazdy samochodem, gdzie kolana znajdują się powyżej bioder. Aby zniwelować niewygodę często wystarczy podciągnąć kaburę wyżej i dopiero wsiąść do samochodu.

Ostatnim zarzutem, ale chyba najpoważniejszym, jest bezpieczeństwo, a dokładniej fakt, że pistolet umieszczony z przodu ciała ma lufę skierowaną w klejnot rodzinne lub pachwinę. Znam tylko jeden przypadek, który poniekąd potwierdza tą obawę. Wypadek miał miejsce na strzelnicy i facet niestety zmarł, gdyż kula weszła w pachwinę i uszkodziła tętnicę. Trzeba jednak spojrzeć na sprawę na chłodno. Kiedy pistolet strzela? Gdy się naciśnie na spust. Więc zagrożenie istnieje tylko, jeśli między kaburę albo spust dostanie się ubranie, palec lub sama kabura. Dlatego mocno odradzam wybierać do appendix carry kabur skórzanych lub nylonowych, które puste zmieniają kształt i przy wkładaniu pistoletu mogą zaczepić o spust. Kabury kydexowe są raczej bezpieczne i osobiście, mimo wielu prób, doprowadzić do przypadkowego naciśnięcia spustu mi się nie udało. Najpierw próbowałem włożyć koszulkę w kaburę i schować broń, później pomiędzy kabłąk a spust i nic, spust ani drgnął. O ile broń się chowa ostrożnie, a nie na wyścigi, nic się nie powinno wydarzyć. Dodatkowo, jeśli macie pistolet kurkowy, podczas wkładania pistoletu wystarczy przytrzymać kurek kciukiem i nie ma on prawa wystrzelić, nawet gdyby coś jakimś cudem pociągnęło za spust.

Zachęcam do eksperymentowania i wypróbowania appendix carry.


Czytaj Dalej

Noszenie broni - poradnik początkującego

Noszenie broni przy sobie jest przedsięwzięciem ze wszech stron skomplikowanym i łączącym się z pewnymi wyrzeczeniami. Jeśli podjąłeś decyzję, że chcesz swojego ukochanego glocka targać wszędzie ze sobą, masz przed sobą trochę kombinowania. Oczywiście można być hardkorem i nosić pistolet w byle czym i byle jak, ale jeśli na poważnie masz zamiar mieć broń przy sobie przez cały dzień, warto poświęcić trochę czasu i pieniędzy, by uczynić to jak najbardziej znośnym. Znośnym i jak najmniej widocznym.

Na początku może rozwieję wszelkie wątpliwości, czy też nadzieje - noszenie broni nie jest wygodne. Niewygodę można minimalizować, ignorować ją, aż w końcu się do niej przyzwyczaić, ale będzie ona zawsze obecna. Przyczyna jest prosta - przy pasku będziesz miał przyczepione prawdopodobnie około kilograma dodatkowego balastu ciągnącego spodnie w dół, wrzynającego pasek w ciało i ograniczającego oddychanie skóry pod kaburą. Po całym dniu naprawdę można mieć tego dosyć. Jeśli was to nie zniechęca czytajcie dalej.

Całą zabawę z noszeniem broni należy rozpocząć od zapoznania się z przepisami. "Ustawa o broni i amunicji", "Rozporządzenie w sprawie przechowywania, noszenia oraz ewidencjonowania broni i amunicji" oraz "Rozporządzenie w sprawie przewożenia broni i amunicji środkami transportu publicznego" to takie trzy podstawowe akty prawne, które was powinny interesować. Przepis, który najbardziej ogranicza posiadaczy pozwolenia do celów sportowych chcących nosić broń, znajduje się w ostatnim akcie prawnym. Otóż jeśli macie takie pozwolenie nie możecie z załadowaną bronią wsiąść do komunikacji miejskiej. Wasza broń musi być rozładowana i bez amunicji w magazynkach (chociaż co do magazynków interpretacja nie jest jednoznaczna). Absurd, ale tak mówią przepisy. O konieczności zachowania trzeźwości nie będę nawet pisał.

Na to, jak skutecznie uda wam się ukryć przy sobie broń i nosić ją bez zwracania na siebie uwagi innych wpływ ma wiele czynników. Każdy z nich trzeba przemyśleć i, co najważniejsze, wypróbować. Niestety, wymaga to spędzenia trochę czasu przed lustrem, więc trzeba uzbroić się w odporność na ewentualne docinki płci pięknej, która być może z wami zamieszkuje.

Pierwsza kwestia do przemyślenia to: czy chcecie nosić kaburę w spodniach (IWB - Inside the Waistband) czy na pasku (OWB - Outside the Waistband). Nie podpowiem wam, co wybrać, gdyż zależy to w dużej mierze od indywidualnych preferencji, budowy ciała i akceptowalnego stopnia ukrycia broni. Ja swój pistolet najczęściej noszę w kaburze appendix IWB (czyli z przodu ciała). Jeśli się już zdecydujecie, można przejść do kwestii sprzętowych.

Na początek kabura. To od niej zależy na ile bezpiecznie, wygodnie i niewidocznie będziecie mogli nosić swoją broń. Wybór kabur jest ogromny, więc można przebierać w technologii wykonania, materiałach i itd. Niestety, każdy ma inną budowę ciała i kabura, która u jednej osoby spełnia swoje zadanie u innej może w ogóle się nie sprawdzić. Ogólnie kabura do skrytego noszenia powinna:
- pozwalać nosić, dobywać i chować broń w sposób bezpieczny
- umożliwiać szybkie i płynne dobycie broni
- być dobrana do budowy ciała
- trzymać broń możliwie blisko ciała
- być stabilna
Musicie się psychicznie nastawić, że pierwsza kupiona przez was kabura niekoniecznie spełni wasze oczekiwania. Najczęściej dobór kabury kończy się posiadaniem małej kolekcji różnych modeli. Niestety, kaburę trzeba przymierzyć i ponosić przez jakiś czas by móc ocenić, czy jest odpowiednia. Z mojej strony sugeruję wybierać kabury w pełni kydexowe lub hybrydowe - kydexowa skorupa na podkładzie ze skóry. Uważam, że są one bezpieczniejsze od kabur skórzanych czy nylonowych.

Kolejnym, niemniej ważnym jak kabura, elementem waszej garderoby koniecznym do noszenia broni jest pasek. To on zapewnia stabilność kaburze i dociska ją do ciała, a przy tym zapobiega spadaniu spodni pod jej ciężarem. Zanim zacząłem nosić przy sobie broń, pasek był dla mnie elementem dosyć marginalnym. Szybko jednak przekonałem się, że bez odpowiedniego paska noszenie pistoletu to katorga. Co więcej, nie wystarczy aby pasek był poprzecznie sztywny, musi on być także wzdłużnie nieelastyczny. Powód ku temu jest prosty - jeśli pasek jest elastyczny, to pod ciężarem kabury będzie się rozciągał, szczególnie podczas chodzenia. W rezultacie nie dosyć, że pistolet jest bardziej widoczny (bo kabura odsuwa się od ciała), to zaczyna się majtać, przesuwać i ciągnąć spodnie w dół. Jest to bardzo, ale to bardzo, irytujące. Dlatego sugeruję zaopatrzyć się w sztywny pas dedykowany do broni. Taki pasek można poznać po tym, że spięty tworzy sztywny okrąg. Nie dajcie sobie wmówić, że przez swoją sztywność będzie niewygodny. O ile nie jest za szeroki (ja noszę pasek o szerokości 38 mm) nie powinien was uwierać, a komfort noszenia broni wzrasta wielokrotnie.

Kabura jest, pasek jest, więc czas przejść do waszej garderoby. Tak, niestety ona też odgrywa ważną rolę. Są dwie szkoły - jedni dobierają ubiór do broni, drudzy broń do ubioru. Osobiście wpadam w pierwszą kategorię, aczkolwiek uważam, że noszenie zbyt dużych ciuchów to spora przesada. Moim zdaniem nie trzeba zmieniać sposobu ani stylu ubierania się by skutecznie ukryć przy sobie broń średnich rozmiarów. Przy odrobinie uporu można to nawet zrobić z pełnowymiarowymi pistoletami. Trzeba tylko sprawdzić, które wasze ubrania sprawdzają się najlepiej i właśnie takie kupować. Tak, znów będzie potrzebne lustro. Alternatywą jest zakup sub-compacta.

Skoro jesteśmy przy garderobie, szczególną uwagę zwróćcie na spodnie. W ramach własnych testów szybko zauważyłem, że krój ma bardzo duże znaczenie, szczególnie jeśli się nosi broń w położeniu typu appendix. Im niższy stan spodni (czyli im niżej wam wiszą na biodrach), tym lepiej chowa się kabura, szczególnie jeśli nie macie idealnie płaskiego brzucha. Im bliżej wysokości bioder jest wasz pistolet, tym większe prawdopodobieństwo, że nawet gdy ktoś go zauważy pod koszulką, pomyli go z futerałem na komórkę albo czymś takim. Wasz pas jest takim obszarem, gdzie nosi się różne gadżety, znajdują się tam sprzączki od paska czy też jego luźny koniec, a także sam materiał ubrania tworzy naturalne fałdy, więc wszelkie wybrzuszenia w tych okolicach nie rzucają się w oczy. Jednak im wyżej, tym bardziej nienaturalnie to wygląda.

Teraz kilka słów o tym, jak sprawdzić czy wasz zestaw działa. Wertując internet widać, że najczęstszą formą pokazania skuteczności ukrycia broni jest uniesienie rąk na wysokość barków i wykonanie obrotu wokół własnej osi. Czego to dowodzi? Ano właśnie niczego. Nikt w ten sposób przecież nie chodzi po ulicy. W ramach testów własnej konfiguracji proponuję przespacerować się przed lustrem, zobaczyć jak broń się przemieszcza wraz z ruchami ciała. Pochylcie się, kucnijcie, usiądźcie. Sprawdźcie, czy kabura umożliwia wam pełny zakres ruchu, czy nigdzie nie uwiera, nie podwija koszulki i czy nie zarysowuje się pod ubraniem zbyt mocno. Przetestujcie też, czy dacie radę wyciągnąć broń siedząc. Dobrze jest poprosić kogoś o pomoc jako obserwator. Trzeba wziąć pod uwagę, że nasze życie nie jest statyczne. Broń nie może nam utrudniać codziennych czynności.

Na koniec kilka najczęstszych błędów dotyczących noszenia broni:
1. Natrętne dotykanie kabury, by sprawdzić czy nie wypadła nam broń. Nie rób tego! W ten sposób wskazujesz potencjalnemu napastnikowi gdzie masz broń i ogólnie zwracasz na siebie uwagę. jeśli dobre wybrałeś kaburę, twoja broń nie ma prawa z niej wypaść.
2. Poprawianie kabury. Tak jak wyżej, ściągasz na siebie uwagę.Jeśli już musisz to zrobić, zrób to w toalecie albo w miejscu gdzie nikt cię nie obserwuje.
3. Chorobliwe oglądanie się, czy czasem broń gdzieś za bardzo nam nie odstaje pod ubraniem. Przyznam szczerze, że ciężko jest się pozbyć tego odruchu. Naturalne jest, że na początku każdy sobie myśli "O mój Boże, koszulka mi odstaje 2 mm za bardzo, wszyscy zaraz będą wiedzieć że mam przy sobie broń!!!". Pocieszę was - wychodząc na ulicę z bronią będziecie jedynymi osobami, które o tym wiedzą. Przeciętny obywatel nie ma tego skrzywienia co my i jego wzrok nie wyłapuje kształtu pistoletu tak jak nasz. Dla nich ta fałda na ubraniu to komórka, saszetka albo  coś jeszcze innego. Ludzie najczęściej nie przyglądają się sobie na wzajem, a jeśli już nawet to raczej nie błądzą wzrokiem w okolicach pasa. Jeśli ktoś zauważy, że macie przy sobie broń, to będzie prawdopodobnie inny jej posiadacz. Niemniej jednak warto unikać okazji do zauważenia broni przez postronne osoby aby nie wzbudzać sensacji.


Czytaj Dalej

Tuning hełmu wz. 2005


Hełm wz. 2005
Jak nowoczesny i wygodny jest polski hełm wz. 2005 wie każdy, kto był zmuszony go nosić chociaż przez pół godziny. Jednak prawdziwe "walory" odkrywa on dopiero przed tymi, którzy zmuszeni są nosić ten hełm po kilka/kilkanaście godzin dziennie przez kilka tygodni. Nie odkryję Ameryki, jeśli napiszę, że konstrukcja wz. 2005 jest sto lat za współczesnymi trendami. Niestety jest on na wyposażeniu większości wojsk, które miały to szczęście zamienić hełmy stalowe na kewlarowe.



Jako użytkownik tegoż hełmu stwierdzam, że najbardziej osobie noszącej to ustrojstwo dokuczają:
a) waga
b) fasunek
c) paski nośne

Wszystkie te trzy elementy działając w dłuższym okresie czasu na użytkownika skutkują obtarciami czoła, bólami głowy i kręgosłupa. Do tego dochodzi swędzenie, szczególnie gdy hełm użytkujemy z czapką. Oczywiście wpływa to negatywnie na motywację, samopoczucie i stan zdrowia noszącego - czyli na wszystko co ważne podczas wykonywania zadań, a o co zupełnie nie dbają decydenci.

Co można na to poradzić? Wagi hełmu się nie zmieni, więc trzeba skupić się na fasunku i paskach. Jedno i drugie bardzo łatwo zdemontować nie naruszając żadnego z elementów, co umożliwia w razie potrzeby ponowny montaż i bezproblemowe zdanie hełmu. Po demontażu zostaje nam goła skorupa, gotowa do tuningu.

Hełm wz. 2005 bez fasunku
Hełm po demontażu fasunku
Fabryczne paski można wymienić na paski dedykowane do hełmu MICH, pod warunkiem, że nasz wz. 2005 jest wersją zmodernizowaną z czteropunktowym systemem nośnym. Jeśli, tak jak ja, macie wersję z systemem 3-punktowym to niestety fabryczne paski muszą zostać - hełm ma tylko 3 otwory na śruby.

Tak więc dochodzimy do najważniejszej zmiany podnoszącej komfort użytkowania naszego hełmu - fasunku. Fabryczna konstrukcja jest oparta o elastyczny, czerepowy szkielet, na którym zamontowany jest regulowany potnik i siatka. Taka konstrukcja w zasadzie opiera cały ciężar hełmu na potniku, co powoduje nieprzyjemny ucisk dookoła głowy i obtarcia w okolicach czoła. Dlatego warto ją zastąpić systemem poduszek montowanych na rzepie. Rzep "haczyk", w postaci krążków, przyklejamy w dowolnej konfiguracji wewnątrz hełmu, a następnie rozmieszczamy na nim poduszki, pokryte czepliwym materiałem, według naszych potrzeb i preferencji. Proste? Jest to system stosowany w większości nowoczesnych hełmów.

Hełm wz. 2005 z rzepem
Przykładowe rozmieszczenie rzepów
Rzepowe krążki z klejem, przygotowane do użycia w hełmach, można bez problemu dostać na znanym portalu aukcyjnym. Są one poryte od spodu klejem, który jest na tyle mocny by trzymać je na miejscu i na tyle słaby, że można je odkleić, bez niszczenia rzepu. Należy je rozmieścić tak, by każda z poduszek była trzymana co najmniej przez dwa krążki. Wszystko się rozbija o to, by podczas przenoszenia hełmu w inny sposób niż na głowie poduszki nam z niego nie wypadły.

Hełm jest, rzep jest, więc należy podczepić poduszki. Tylko jakie? W polskim internecie niestety wybór jest dosyć ograniczony. Od razu odradzam wszelkie airsoftowe wymysły, najczęściej zrobione ze zwykłej pianki i zapewniające mizerną amortyzację. Należy mieć na uwadze, że kewlarowy hełm to nie plastikowa kopia i swoje waży. Tak więc już pod samą wagą skorupy tanie piankowe poduszki będą dosyć mocno skompresowane przy noszeniu, a jakiekolwiek bieganie czy uderzenie w hełm może spowodować obicie głowy.

Mocno namawiam do wyboru fasunków z prawdziwych hełmów. Najbardziej ekonomicznie wychodzi zakup kontraktowych poduszek do MICHa. W zestawie jest 7 poduszek, które dają pewną możliwość konfiguracji. Poduszki są wystarczająco twarde by chronić głowę, a przy tym na tyle wygodne, by nie uciskać. Przy zakupie należy zwrócić uwagę, czy poduszki są piankowe czy żelowe. Polecam wybór pianki, gdyż żelowe mają tendencję do twardnienia w ujemnych temperaturach a przy tym łapią temperaturę otoczenia, więc po założeniu na zimnie mrożą w głowę.

Dla osób z zasobniejszym portfelem są dostępne dużo bardziej zaawansowane systemy. Na naszym rynku znalazłem fasunki od Team Wendy: Resolve, Epic i Epic Air. W zagranicznych sklepach i na eBayu można dostać rozwiązania także innych producentów.

Osobiście wybrałem wersję ekonomiczną, czyli kontraktowe poduszki do MICHa i muszę powiedzieć, że skok w wygodzie użytkowania hełmu jest ogromny. Koszt wymiany fasunku, razem z rzepami, wyniósł mnie około 100 zł, więc nie jest to majątek. Muszę jednak zaznaczyć, że wybrałem tą opcję jedynie dlatego, gdyż obecnie w pracy hełmu używam sporadycznie i mniej intensywnie niż kiedyś. Gdyby nie to, na pewno zainwestowałbym w któryś droższy, ale i wygodniejszy, system.

Hełm wz. 2005 z poduszkami
Produkt finalny


Czytaj Dalej

Norinco NP22 cz. 2 - strzelanie

Norinco NP22
W ostatnich miesiącach moje Norinco było ze mną na strzelnicy kilka razy. Przepuściłem przez nie trochę amunicji, postrzelałem na zawodach i myślę, że mogę już coś niecoś napisać o wrażeniach ze strzelania z tego cuda. Jak się okazuje, moje wstępne przeczucie mnie nie zawiodło i z NP22 jestem bardzo zadowolony.





SPUST


Strzelanie Norinco NP22
Spust, jak już wcześniej pisałem, jest w tym pistolecie dosyć twardy, ale co ciekawe - podczas strzelania nie było to zbyt wyczuwalne. Mechanizm działa płynnie, wspomniana wcześniej "chropowatość" okazała się występować wyłącznie przy bardzo powolnym ściąganiu spustu. Na strzelnicy nie dało się tego odczuć. Spust pozwala na uzyskanie dosyć dużej precyzji strzałów, łatwo go wyczuć i dzięki temu utrudnia zrywanie strzałów. Żeby jednak nie było zbyt różowo, warto tu wspomnieć o długim resecie, który jest naprawdę dłuuuugi. Wielokrotnie, przy szybszym strzelaniu, zdarzało mi się nie doprowadzić spustu do końca i w rezultacie nie oddać strzału. Przyznam szczerze, że było to dosyć frustrujące. Pocieszające jest fakt, że oryginał zachowuje się tak samo. Sig Sauer ma w swojej ofercie spusty z krótkim resetem, więc na szczęście można to wyleczyć.

PRZYRZĄDY CELOWNICZE


Strzelanie Norinco NP22
Muszka i szczerbinka są maksymalnie proste więc nie powinny nikomu sprawiać trudności. W porównaniu z Glockiem wydają mi się nieco bardziej precyzyjne - mniej zasłaniają cel. Co ważne, a może nie do końca oczywiste, w trakcie celowania nie należy zgrywać ze sobą białych kropek. Nie wiem czy to błąd egzemplarza czy wszystkie NP22 tak mają, że kropki na przyrządach nie są ustawione liniowo - kropka na muszce jest za wysoko. Kiedy zrówna się kropki, muszka jest poniżej krawędzi szczerbinki co prowadzi do padania pocisków poniżej punktu celowania.

CELNOŚĆ


Nie jestem wybitnym strzelcem pistoletowym, a także nie strzelałem z imadła, więc wszelkie wnioski odnośnie celności NP22 są obarczone pewnym błędem. Niemniej, biorąc pod uwagę nie tyle celność co skupienie, to moim zdaniem Norinco wypada świetnie. Przepraszam, za mało "laboratoryjne" zdjęcia, ale robiłem je podczas treningu. Na zdjęciach są cztery tarcze, do każdej oddałem po 5 strzałów. Do tarcz IPSC strzelałem z odległości 15 metrów, do pierścieniowej (promień 10cm) - z odległości 20 metrów. Myślę, że zdjęcia mówią same za siebie. Serie 5 strzałowe, na pierwszej tarczy rozrzut spowodowany był przeniesieniem punktu celowania.

Tarcza15m NP22Tarcza15a NP22Tarcza20 NP22


WRAŻENIA


Jak już wspominałem w poprzednim wpisie, Norinco leży mi w ręce lepiej niż Glock 17 czy Shadowka. To samo mogę powiedzieć o strzelaniu. Kopnięcie NP22 wydaje mi się łatwiejsze do opanowania, pistolet nie "wierzga" w dłoni, więc nie trzeba wiele siły by go opanować. Daje to dobrą powtarzalność na tarczy przy szybkim strzelaniu. Praca mechanizmów jest płynna, a sam pistolet dobrze wyważony. Z bardziej prozaicznych kwestii - oksyda wydaje się trwała, póki co na pistolecie nie ma w zasadzie śladów użytkowania mimo korzystania z kydexowej kabury.

Cały obraz psuje nieco kwestia dźwigni blokady zamka - problem odziedziczony po oryginalnej konstrukcji. Jest ona niestety umieszczona w miejscu, gdzie najczęściej spoczywa kciuk prawej dłoni. Rezultat jest taki, że kciuk naciska dźwignię, a zamek nie zostaje w tylnym położeniu po wystrzeleniu ostatniego naboju. Problem zaprezentowany jest na poniższym filmiku. Niestety nie ma na tą przypadłość innej rady niż zmiana ułożenia kciuka.



Mimo wspomnianych mankamentów mogę z czystym sercem polecić ten pistolet każdemu, kto przedkłada walory użytkowe nad wygląd. Nie żałuję ani jednej złotówki, którą wydałem na Norinco NP22.

Czytaj Dalej

Norinco NP22 - pierwsze wrażenia

Norinco NP22 - odsunięty zamek
Norinco to chińska firma znana z eksportu klonów popularnych modeli broni. Na szczęście w jej wypadku stereotyp tandetnej chińszczyzny nie ma zastosowania. Produkty sygnowane jej logo co prawda nie dorównują wykończeniem oryginałom, ale pod względem mechanicznym i materiałowym nie odstają od marek zachodnich. Co więcej, wiele osób twierdzi, że celnością i niezawodnością przebijają droższe produkty. W swoim asortymencie Norinco ma wiele modeli, w tym NP22 w kalibrze 9 mm, który szczęśliwie trafił w moje ręce.

Pistolet Norinco NP22 to skośnooka wersja niczego innego niż sławnego Sig Sauera P226. Oryginał, który powstał w roku 1981, jest obecnie stosowany przez policję i armie wielu państw. Największą sławę temu modelowi przyniosło wybranie go przez Navy SEALs na pistolet służbowy ponad 20 lat temu. O tym, jak dobry jest to pistolet świadczy fakt, że "Foki" z powodzeniem używają go do dzisiaj. Tak więc NP22, jako klon jednego z najlepszych pistoletów na świecie, jest bardzo dobrze zaprojektowany, a przy tym jest jednym z najtańszych pistoletów na rynku.

DANE TECHNICZNE


Model: NP22
Producent: Norinco, Chiny
Kaliber: 9x19 mm Parabellum
Wymiary: 196x140x37 mm
Lufa: 112 mm
Waga(niezaładowany): 780 gram (875 z magazynkiem)
Pojemność magazynka: 15 naboi
Długość linii celowania: 159 mm
Zamek: Stal
Szkielet: Stop aluminium
Przyrządy celownicze: Stałe, 3 kropki
Ciężar spustu: DA….. 60-75 N, SA…… 20-30 N
Wykończenie: Oksydowany zamek, czarny szkielet

OPAKOWANIE


Norinco NP22 zapakowany jest w przyzwoitą plastikową walizeczkę wyściełaną pianką. W komplecie otrzymujemy 2 magazynki, wycior, zestaw zapasowych sprężynek i instrukcję obsługi.

WYGLĄD I WYKOŃCZENIE


Osobiście nie jestem zbyt wymagający w kwestii wykończenia. Broń kupuję do strzelania, a używany pistolet prędzej czy później nabawi się zarysowań i obtarć. Tak więc piękne, błyszczące powierzchnie i eleganckie materiały niezbyt mnie obchodzą. Dlatego też NP22 jak dla mnie wykończony jest przyzwoicie. Ma taktyczny wygląd, jest czarny, posiada szynę akcesoryjną, więc jest +5 do lansu. Na wystawę może bym go nie postawił, ale nie ma wad w postaci nadlewów czy ostrych krawędzi. Wszystko jest solidnie wykonane i dobrze spasowane. Nic nie lata, nic nie klekocze. Jest to po prostu kawał solidnego, dosyć surowego w wyglądzie, narzędzia.

Okładziny chwytu wykonane są z czarnego polimeru. Nie są zbyt eleganckie ale też nie wyglądają tandetnie. Co najważniejsze - dają dobrą przyczepność i pewny chwyt. Jeśli jednak komuś się nie spodobają można je wymienić na oryginalne od Sig Sauera.

FUNKCJONALNOŚĆ


Pistolet, tak jak oryginał, posiada trzy dźwignie umieszczona w szkielecie: dźwignię służącą do zdejmowania zamka, zwalniacz kurka i zwalniacz zamka. Wszystkie pracują bezproblemowo i nie wymagają użycia siły.

NP22, zgodnie z pierwowzorem, nie posiada żadnych zewnętrznych bezpieczników ani wskaźnika naboju w komorze. Pistolet zabezpieczamy przez zwolnienie kurka, a za "bezpiecznik" robi tryb DA, który powoduje, że naciśnięcie spustu wymaga użycia dosyć dużej siły. Dodatkowo wyposażony jest w mechanizm blokady iglicy. Osobom przeczulonym na punkcie bezpieczeństwa brak zewnętrznych bezpieczników zapewne niezbyt będzie odpowiadać. Ponieważ cenię sobie prostotę rozwiązań i wygodę użytkowania mi takie rozwiązanie przypadło do gustu. Aczkolwiek wskaźnik naboju by nie zaszkodził.

Zwalniacz magazynka jak dla mnie jest umiejscowiony w idealnym miejscu. Swobodnie sięgam do niego kciukiem i nie muszę obracać pistoletu w ręce. Jest to dla mnie ogromny plus, gdyż np strzelając z jakże chwalonego CZ SP-01 Shadow moje dłonie okazały się za małe i nie byłem w stanie zwolnić magazynka bez manewrowania bronią w dłoni.

Warto zaznaczyć, że wszystkie dźwignie i przyciski w NP22 znajdują się po lewej stronie pistoletu i nie są przekładalne. Zapewne zmartwi to osoby leworęczne, jednak jest to zgodne z pierwowzorem.

Mój egzemplarz wyposażony jest w szynę akcesoryjną. Dostępna jest wersja bez tej szyny więc zamawiając NP22 należy zaznaczyć jaką się chce opcję. Obecnie nie planuję montować na nim akcesoriów ale postanowiłem sobie nie zamykać tej drogi i poprosiłem o szynę.

PRACA MECHANIZMÓW


Norinco NP22 działa na zasadzie krótkiego odrzutu lufy tak jak oryginał. Zamek chodzi płynnie, sprężyna powrotna póki co jest dosyć mocna więc przy przeładowywaniu trzeba użyć trochę siły. Sam zamek jest stosunkowo ciężki co w powiązaniu z mocną sprężyną powinno się przełożyć na mniejszy odrzut. Więcej na ten temat będę mógł napisać po weekendzie, gdy już sobie postrzelam.

Spust w NP22 jest, jak na pistolet bojowy przystało, dosyć twardy, aczkolwiek przewidywalny. W trybie SA reset jest długi, a w końcowej fazie ruchu można wyczuć pewną chropowatość. Podejrzewam, że z czasem się dotrze lub będzie trzeba trochę wypolerować mechanizm. Mimo tej niedogodności spust przypadł mi do gustu. Mając porównanie do Glocka i SP-01, w których kultura pracy spustu jest większa, ten w Norinco bardziej mi odpowiada pod względem charakterystyki ruchu. W trybie DA spust jest naprawdę twardy, stawiając konkretny opór na całej długości ruchu. Jedno jest pewne - przypadkowy wystrzał przy spuszczony kurku musiałby być wymuszony. Jak praca spustu przełoży się na celność - się okaże na strzelnicy.

MAGAZYNKI


W komplecie z NP22 otrzymujemy standardowo 2 magazynki o pojemności 15 naboi. Ja domówiłem sobie jeszcze trzeci. Magazynki wykonane są solidnie z metalu, sprężyna pracuje równo i płynnie. Bezproblemowo podają naboje i nie przewiduję żadnych problemów z ich funkcjonowaniem.

ZGODNOŚĆ Z ORYGINAŁEM


Trzeba przyznać, że małe zwinne żółtoskóre rączki odwaliły kawał dobrej roboty. W zasadzie wszystkie części z oryginalnego P226 można zamontować w NP22. Wyjątek stanowi muszka, której podstawa w wersji chińskiej jest większa i oryginał najzwyczajniej w świecie będzie miał luz. Z muszką podobno jest również inny problem - strasznie ciężko jest ją przesunąć, a w wielu wypadkach próba jej przestawienia kończy się jej zniszczeniem. Piszę "podobno", gdyż nie próbowałem przestawiać muszki w moim egzemplarzu i mam nadzieję, że nie będzie takiej potrzeby.

Magazynki oryginalne produkcji Sig Sauera, z tego co czytałem, nie będą współpracować z NP22 ze względu na mała różnicę w ułożeniu zaczepu. Natomiast powinny pasować magazynki przeznaczone do P226 produkcji włoskiej firmy Mecgar. Oczywiście dostępne są magazynki przeznaczone do NP22 produkowane przez Norinco, aczkolwiek do tanich nie należą.

PODSUMOWANIE


Na dzień dzisiejszy, mogąc postrzelać wyłącznie na sucho, jestem z zakupu bardzo zadowolony. Norinco NP22 wraz z dodatkowym magazynkiem i dwiema paczkami pestek kosztował mnie mniej niż nowy HS-9, który jest cenowo drugim najbardziej atrakcyjnym pistoletem w kal. 9 mm na rynku.

Zobacz też: Norinco NP22 cz. 2 - strzelanie


Norinco NP22 - walizkaNorinco NP22 - przód
Norinco NP22 - tył

Czytaj Dalej

EDC - gdy więcej nie znaczy lepiej

EDC czyli Every Day Carry, czy też spolszczony Ekwipunek Dźwigany Codziennie, jest zjawiskiem powszechnym i pamiętającym zamierzchłe czasy. Człowiek zawsze nosił przy sobie jakieś przydatne gadżety, bez których nie ruszał się z domu. W czasach gdy "taktyczność" wyszła na ulice EDC nabrał nowej formy i czasem zahacza wręcz o lans.

Każdy się nosi jak mu się podoba, a i trochę lansu nikomu jeszcze nie zaszkodziła, więc tego wątku ciągnąć nie ma sensu. O czym chciałbym tu napisać, to praktyczny wymiar EDC. Każdy człowiek ma w sobie takie coś, co można określić jako zamiłowanie do chomikowania. U niektórych jest to ledwie zauważalne, u innych przybiera to formę chorobliwą. Może wynika to z zakodowanego genetycznie zbieractwa, które leży u korzeni naszego gatunku. Tak czy inaczej, tendencja jest taka, że jak już mamy jedną fajną rzecz, to chcemy mieć następną i następną, i następną i ... no dobra, można by tak pisać bez końca ;) Sama przyjemność z kupowania i posiadania często przesłania nam faktyczne potrzeby, a przecież w przypadku EDC to właśnie potrzeby są/powinny być najważniejsze.

W moim rozumieniu EDC powinno być jak najbardziej przydatne, minimalistyczne, zajmować jak najmniej miejsca i być jak najlżejsze. Zawsze starałem się stosować do tych zasad i według nich dobierać przedmioty, które noszę. Między innymi z tego powodu posiadam dwa zestawy EDC - jeden cywilny, który noszę po mieście, a drugi wojskowy, który noszę, gdy jestem na służbie. Po prostu w różnych warunkach przydają się inne rzeczy, a uważam, że nie ma sensu nosić czegoś, czego się nie używa. Dokładanie coraz to nowych gadżetów do kieszeni może tylko spowodować dyskomfort i nieestetyczny efekt wypchanych kieszeni.

Przykład. optymalizacji EDC na własnym przypadku. Początkowo nosiłem przy sobie Victorinoxa BW o którym mam bardzo dobre zdanie. Niestety mimo wszystkich swoich zalet jest on stosunkowo duży i ciężki, a ponad to - nie posiada klipsa, więc nieprzyjemnie majtał się w kieszeni. Vicek został więc zastąpiony przez folderek Sanrenmu - mały, lekki i zaczepiony o krawędź kieszeni nie przeszkadza włożyć do niej ręki. Do tego w cywilu zazwyczaj nie potrzebuję długiego ostrza więc wybór czegoś małego wydaje się sensowny.

Przejdźmy teraz do sedna, czyli opisu moich EDC. Na pierwszy ogień pójdzie cywilna wersja.


Na zdjęciu:
- zegarek Timex Expedition
- folder Sanrenmu 730
- multitool Leatherman Micra (recenzja tutaj)
- okulary Bolle Tracker
- portfel 4F + telefon Sony Xperia SP

Czy coś więcej jest mi na co dzień  potrzebne? Nie bardzo. Całe EDC mogę w kilka sekund wrzucić do kieszeni wychodząc z domu i nie wyglądam przy tym, jakbym okradł właśnie spożywczaka i nawpychał cukierków do kieszeni. Ale. Zawsze jest jakieś ale. Jeśli wybieram się gdzieś dalej, na cały dzień lub po prostu muszę mieć gdzie wrzucić zakupy biorę ze sobą plecak - Raccoona od Helikona (recenzja tutaj). Ponieważ ma on sporo kieszonek grzechem byłoby ich nie wykorzystać. Tak więc w rzeczonym plecaku dodatkowo mam: 
- długopis, 
- opatrunek polowy + folię NRC + apteczkę, 
- wspomnianego Victorinoxa, 
- taśmę izolacyjną, 
- poncho jednorazowe, 
- ładowarkę do telefonu 
i ... to by było na tyle. Osobiście sądzę, że Vicek + Micra + folder to już trochę przesada, ale ostrzy tnących nigdy zbyt wiele, a szkoda by było, żeby Vicek leżał bezczynnie w domu.

Ok, przejdźmy do wersji "roboczej" mojego EDC.


Na fotce
- okulary ESS Crossbow
- latarka Olight M20-X Warrior
- folder Enlan EL-01
- niezbędnik z Mountain Warehouse
- zegarek Timex Expedition
- multitool Leatherman Micra
Czego nie ma na fotce a noszę w kieszeniach cargo - rękawice Mechanix M-Pact (recenzja tutaj) i chustę buff. Do tego są jeszcze ze dwa długopisy, bo w wojsku 3/4 roboty to kwitologia.

Jak widać zestaw trochę się różni od cywilnego. Przede wszystkim folder jest dużo większy, ale też i stoją przed nim cięższe zadania. Okulary mają lepszą klasę odporności, chronią większą powierzchnię twarzy i trochę lepiej się w nich strzela. Spork przydaje się, jak wiadomo, do jedzenia posiłków w miejscach przygodnych. No i na koniec latarka, która przydaje się w różnych sytuacjach, a czasem ląduje na moim Mini Berylu.

Całą resztę szpeju noszę albo w kamizelce albo plecaku. Znajduje się tam m. in. krzesiwo, apteczka, kompas, "poddupnik" (czyli mata izolująca), pełnowymiarowy multitool i nóż z ostrzem stałym. Dokładny opis zawartości mojego chest-riga przedstawię kiedy indziej. Czemu nie wszystkie gadżety noszę przy sobie? Bo nie mam takiej potrzeby. Ponownie - to rzeczywiste potrzeby dyktują zawartość moich kieszeni. Jeśli jestem na jednostce lub odpoczywam bez oporządzenia na sobie - rzeczy używane najczęściej mam przy sobie. Te rzadziej używane są w kamizelce. W trakcie działań w polu chest riga mam zawsze na sobie więc dostęp do jego zawartości jest natychmiastowy. Jeśli nie mam go na sobie to znaczy, że mam go w zasięgu kilku kroków i zawsze mogę z niego wyjąć to, co mi jest potrzebne.

Moje EDC ciągle ewoluuje, ciągle się w nim coś zmienia. Przyjemność z dokładania zastąpiłem frajdą z optymalizowania. Zachęcam was do tego samego.
Czytaj Dalej

O wyposażeniu polskiego żołnierza słów kilka

Dużo się mówi o profesjonalizacji i modernizacji naszej armii - ciągle słychać o przetargach na śmigłowce, samochody, wozy bojowe itp itd. To, że sprzęt w wojsku wymaga wymiany nie podlega dyskusji, bo na rozlatujących się BWP żadnej wojny się nie wygra. Warto jednak zauważyć, że w tym całym tyglu wielkich zakupów zapomniano o podstawowym wyposażeniu zwykłego żołnierza, czyli o czymś, co w zasadzie jest żołnierzowi niezbędne do funkcjonowania.

Temat jest z pozoru oczywisty i nie wart rozwijania, a jednak jest to realny i istotny problem. Może wyda wam się to dziwne, ale w wojsku coś takiego jak wyposażenie indywidualne w zasadzie nie istnieje. Coś co dla nas jest oczywiste, dla żołnierza może być zupełną abstrakcją. Czemu? Otóż różnica między przeciętnym członkiem grupy paramilitarnej a przeciętnym żołnierzem jest taka, że ten pierwszy ma 10 razy większe rozeznanie w temacie oporządzenia i wyposażenia indywidualnego. Taka jest smutna prawda - w wojsku się o tym nie uczy, a w domu mało kto się tym przejmuje. "Gadżeciarzy", jak się potocznie nazywa lepiej wyposażonych żołnierzy, jest w regularnych pododdziałach relatywnie mało. Dlatego, przynajmniej w podstawowym zakresie, wojsko powinno zadbać o żołnierza i dać mu to, co mu będzie do służby niezbędne. Niestety, jak to często bywa, jest to oczywiste dla wszystkich z wyjątkiem tych, od których to zależy.

Problem jest naprawdę elementarny i ciężko jest zrozumieć, skąd on się bierze. Wyobraźcie sobie sytuację, że ekipa budowlana została wysłana na budowę z koparkami, ciężarówkami, dźwigami ale bez młotków, miar, poziomic, rękawic roboczych. Obecna sytuacja żołnierzy przypomina właśnie taki obrazek. Ojczyzna daje żołnierzowi mundur, karabin, hełm i w zasadzie nic poza tym. Czy to wystarczy, żeby żołnierz mógł realizować zadania, które są przed nim stawiane? Śmiem twierdzić, że to jest dużo za mało. Tak naprawdę żołnierz, który sam się nie obkupił, jest w czarnej dupie.

Pośród wydawanego wyposażenia próżno szukać czegoś tak podstawowego jak nóż (!!!!), kompas, krzesiwo, niezbędnik czy multitool. Absurdem jest, że często żołnierze dostają suchy prowiant w postaci puszek, a nie dostają nic, czym można by je było otworzyć. Wyliczając dalej, nasza niby profesjonalna armia nie raczy wyposażyć żołnierza w rękawice taktyczne, rękawice ochronne czy gogle.

Pewnie odezwą się głosy, że każdy ma inny gust, jednemu będzie pasował taki model, drugiemu inny. Oczywiście, że tak, ale nie zmienia to faktu, że każdy powinien dostać pewne niezbędne podstawowe wyposażenie. Wszyscy mieliby z czego korzystać, a jeśliby komuś nie odpowiadało to co dostał - droga wolna, niech zainwestuje i kupi sobie coś lepszego. Nie byłoby sytuacji, że ktoś czegoś nie ma. Obecnie każdy jest pozostawiony sam sobie. Obecnie wielu żołnierzy nie posiada kompasu czy noża, nie mówiąc już o całej reszcie. Problem staje się szczególnie widoczny, gdy żołnierz zostaje skierowany na specjalistyczny kurs a na liście wymaganego wyposażenia pojawia się paracord czy krzesiwo. Dać nie dali, a wymagają by mieć.

Tu widać, jak ważną rolę pełnią wszelkie paramilitarne organizacje szkolących młodzież i przygotowujących ją do służby wojskowej. Właśnie w "Strzelcu" czy innych organizacjach młodzi są uświadamiani, jaki sprzęt i wyposażenie jest im potrzebne, a później przenoszą swoją wiedzę do wojska. To właśnie dzięki nim, do wojska mają szansę trafić osoby dużo bardziej świadome i może kiedyś sytuacja w armii ulegnie zmianie, a żołnierze będą dziwnie patrzeć na tych, którzy wyposażyć się nie potrafią, a nie na odwrót.
Czytaj Dalej

Helikon Raccoon

Plecak Raccoon to jedna z nowszych pozycji w ofercie Helikona. Jest to nieduży, bo 20 litrowy, plecak, który mimo militarnego charakteru najlepiej sprawdzi się jako EDC. Jego żywioł to miasto i jednodniowe wycieczki w teren. Całkiem dobrze nada się również na BOBa (plecak ucieczkowy).

Raccoona zakupiłem z myślą o typowo cywilnym zastosowaniu, więc mimo sporej gamy dostępnych kamuflaży wybrałem zwykłą oliwkę. Zgodnie z praktyką Helikona, oznacza to tyle, że plecak wykonany został z poliestru. Za cordurę niestety trzeba dopłacić i nie ma dostępnych jednolitych kolorów. Ponieważ nie miał to być plecak na wojnę i mój budżet był ograniczony, przyjąłem to jako dopuszczalną niedogodność.

Wykonanie


Trzeba przyznać, że plecak uszyty jest przyzwoicie. Szwy są równe i nie ma zbyt wielu wystających nitek. Przeszycia są wykonane solidnie i wzmocnione w odpowiednich miejscach. Materiał z którego wykonano plecak jest dosyć gruby, od spodu pociągnięty warstwą uszczelniającą więc powinien bez trudu znieść codzienne użytkowanie, a lekki deszcz nie spowoduje raczej zalania zawartości. Niestety zastosowany poliester bardzo niefajnie się świeci w słońcu. Może jestem przeczulony ale nadaje to, bądź co bądź całkiem fajnemu, plecakowi bazarowy wygląd.

Posiadając kilka lepszych plecaków i przy tym samemu trochę szyjąc, nie mogę też nie zwrócić uwagi na kiepską jakość użytych nici, taśm i elementów plastikowych. Z jednej strony ma to wymiar estetyczny - nici wyglądają jakby zaraz miały się rozwarstwić, a klamry nie wzbudzają zaufania. Niestety ma to również wpływ na użytkowanie, o czym później. Za jego cenę ciężko się jednak spodziewać od Raccoona czegoś więcej. Jeśli ktoś ma nadzieję na zamki YKK, klamry Nexusa czy nici Onyxa niech się lepiej zastanowi nad zakupem innego plecaka.

Budowa


Raccoon zbudowany jest z dwóch komór. Główna zawiera kieszeń na wkładkę usztywniającą plecy, kieszeń na camelbaka i siatkową kieszonkę na drobiazgi. Mniejsza komora zawiera prosty organizer.
Na zewnątrz komory obszyte są taśmami w systemie MOLLE. Na każdym boku znajdują się dwie taśmy kompresujące, z czego tylko jedną można rozpiąć. Przydają się one do troczenia różnych rzeczy, np kurtki. Są one dosyć długie, więc można przypiąć tam całkiem spore przedmioty. Górne taśmy mają na końcach przyszytą pętlę z rzepa, umożliwiającą zwinięcie i przymocowanie nadmiarowej taśmy. Rozwiązanie fajne lecz utrudniające szybką regulację.

Z przodu plecaka, na całej jego wysokości, mamy regulowaną drabinkę z shock-cordu. Przydaje się do mocowania płaskich rzeczy lub stabilizowania przypiętych kieszeni. Osobiście nosiłem tam przytroczony poddupnik, czyli matę do siedzenia. Do tego na froncie naszyto trochę rzepu, bez którego każdy plecak ma -50 do taktyczności. Jest go na tyle dużo, żeby móc przypiąć sobie flagę, czy nazwisko.

Na spodzie plecaka mamy dwa otwory drenażowe i dwa troki. Troki są na tyle długie, że spokojnie można nimi przymocować do plecaka karimatę lub śpiwór (ale z kategorii kompaktowych, śpiwora wojskowego tam nie wepchniecie). Jest to o tyle dobra wiadomość, że do tej pory spotykałem się ze zbyt krótkimi trokami uniemożliwiającymi wsadzenie w nie czegokolwiek więcej niż polar.

Na górze Raccoona znajduje się uchwyt, po obu stronach którego ukryte są otwory na rurkę od systemu hydracyjnego. Czyli standard w tego typu plecakach.

Plecy plecaka są usztywnione wkładem z tworzywa sztucznego, co nie tylko pozwala utrzymać kształt pustemu plecakowi, ale umożliwia przenoszenie w środku kanciastych przedmiotów bez obawy o własne plecy. Całość dopełnia siatka wypełniona pianką, która tworzy na środku pleców "tunel" umożliwiający przepływ powietrza. Rozwiązanie proste ale skuteczne.

Szelki plecaka są dosyć masywne, wypełnione grubą warstwą pianki co pozytywnie się przekłada na komfort noszenia. Wyposażone są one w pas piersiowy, d-ringi i klamry umożliwiające szybkie zrzucenie plecaka. Regulacja ogranicza się do standardowej zmiany długości - szelki wszyte są na stałe. Tu się również objawia największy problem z jakością taśm i klamer. Szelki mają tendencję do samowolnego poluźniania się i w zasadzie każdorazowe założenie plecaka wymaga ich ponownej regulacji. W codziennym użytkowaniu jest to dosyć upierdliwe.

Całość dopełnia prosty pas biodrowy w postaci taśmy 35 mm. Przydatny podczas wycieczek terenowych, w mieście niekoniecznie. Na szczęście można go szybko odpiąć.

Użytkowanie


Raccoona noszę na co dzień po mieście, ostatnio spędził ze mną tydzień w górach gdzie przebył na moich plecach kilkadziesiąt kilometrów. Muszę przyznać, że jest to plecak wygodny aczkolwiek sam w sobie dosyć ciężki. Szelki fajnie amortyzują obciążenie i nie powodują uczucia uwierania. Mimo wielu godzin, przez które miałem Raccoona na plecach, nie nabawiłem się żadnych obtarć od szelek. Konstrukcja pleców plecaka jest równie udana - mimo słońca, wysokich temperatur i sporej wilgotności moje plecy nie zalewały się potem. Nie napiszę, że były suche bo nie było takiej opcji, ale nie występował efekt "gorących pleców", a to już jest duży plus.

Na plus muszę zaliczyć sposób zakończenia suwaków. Zakończone są one paracordem, na który nasunięto rurki termokurczliwe. Bardzo to ułatwia rozpinanie i zapinanie kieszeni. Niestety z zamkami związany jest pewien mankament. Mianowicie zakładki z materiału, mające chronić zamki przed deszczem, są na tyle wąskie i sztywne, że prawie zawsze zostają przycięte suwakiem podczas otwierania/zamykania komór plecaka. Uwierzcie mi, stopień irytacji użytkownika gdy się to dzieje osiąga stan niebezpieczny dla otoczenia.


Co jeszcze mogę napisać. Nic się do tej pory nie rozpruło, nie urwało, pas biodrowy mimo swej prostoty robi robotę... Po prostu jest to dobry plecak za swoją cenę i nic ponad to.



Czytaj Dalej

Campus Recon 70

Recon 70 port h2o
Campus jest powszechnie znanym producentem sprzętu i odzieży turystycznej. Jego produkty skierowane są przede wszystkim do odbiorcy cywilnego, nie poszukującego high-endowych rozwiązań. Plecak Recon 70 jest jednym z wyjątków w ofercie Campusa, gdyż charakteryzuje się militarnym wzornictwem i zapewne nie przypadnie do gustu przeciętnemu fanowi turystyki. Nie jest on bajecznie kolorowy, jest natomiast maksymalnie uproszczony i w zasadzie pozbawiony elementów odblaskowych (z drobnym wyjątkiem, ale o tym później), więc grupą docelową są raczej żołnierze, członkowie grup paramilitarnych i inni maniacy taktyczności (czyli m. in. moja skromna osoba).

KOMORA GŁÓWNA


Recon 70 przódPlecak Campus Recon 70 został wykonany z Endury 600D w kolorze, który można określić jako coyote brown. Endura to materiał o gęstych splotach stosowany przez Campusa. 4-warstwowe połączenie tkaniny z Poliuretanem lub PCV zwiększa wytrzymałość oraz poprawia wodoodporność. Splot materiału przypomina ripstop. Komora główna Recona 70, jak sama nazwa mówi, ma pojemność 70 litrów. Istnieje możliwość jej podzielenia na dwie komory z oddzielnym dostępem (przydatne do przenoszenia butów) za pomocą przegrody ze sznurkowym ściągaczem. Dno komory, jako najbardziej narażone na kontakt z mokrymi i szorstkimi nawierzchniami, z zewnątrz jest gumowane, co wpływa pozytywnie na jego wodoodporność i wytrzymałość.

Plecak z przodu i na klapie obszyty jest taśmami kompatybilnymi z MOLLE. Ponad to, na froncie przyszyte są pętle z taśmy i shock-cordu, służące do przenoszenia kijków. Z zewnątrz Recon 70 wyposażony jest w 6 kieszeni: 2 boczne, odczepiane o łącznej pojemności ok. 5 litrów; 2 boczne, siatkowe z gumowym ściągaczem; jedną zapinaną na zamek kieszeń w klapie i jedną kieszeń w dnie plecaka, zawierającą pokrowiec przeciwdeszczowy. Po odpięciu kieszeni bocznych, kieszenie z siatki we współpracy z bocznymi trokami pozwalają przypiąć do plecaka np. beryla.

Klapa plecaka jest regulowana na wysokość (nie jest odczepiana). Pod nią znajduje się zamykana na zamek kieszeń z siatki, a w samej komorze na plecach jest duża kieszeń na płaskie przedmioty (np. laptop) a przede wszystkim na camelbaka - plecak wyposażony jest w port H2O do wyprowadzenia węża.

SYSTEM NOŚNY


Recon 70 tyłPlecak Recon wyposażony jest w pełni regulowany Dual Back System (DBS). Jest to system stosowany w dużych wyprawowych plecakach Campusa. Umożliwia dostosowanie plecaka do sylwetki i wzrostu użytkownika. System taśm pozwala na ustawienie miejsca zaczepienia szelek i poduszek podpierających na zadanej wysokości oraz dopasowanie nachylenia plecaka względem korpusu stosownie do warunków użytkowania.

DBS™ charakteryzuje się zewnętrznym aluminiowym stelażem o kształcie odwróconej litery U. Tak przynajmniej wynika z opisu producenta, bo jak dla mnie stelaż składa się z dwóch oddzielnych płaskowników. Ale może po prostu ślepy jestem.

Układ szelek i poduszek oraz ergonomiczny pas biodrowy zapewnia równomierne rozłożenie ciężaru i zabezpiecza kręgosłup oraz mięśnie szyi przed uciskiem. System ten funkcjonuje w połączeniu z systemem cyrkulacji powietrza AIR CON™.

Całość pozwala na wygodne noszenie plecaka i dopasowanie go do budowy ciała. Pas biodrowy wypełniony jest grubą pianką, więc nie uwiera, a jego szerokość pozwala mu bardzo dobrze przenosić obciążenie na biodra. Sposób jego regulacji jest bardzo wygodny i umożliwia szybkie zaciśnięcie lub poluzowanie pasa bez zbędnej gimnastyki.

Szelki wyposażone są w pas piersiowy z gwizdkiem i tu uwaga... w kolorze pomarańczowym. Jest to jeden z dwóch zgrzytów, jeśli chodzi o militarny charakter tego plecaka. Drugi zgrzyt, to odblaskowe naszywki z napisem Campus na taśmach szelek. Z naszywkami można sobie łatwo poradzić przy pomocy markera lub po prostu je odpruwając. Gwizdek trzeba by było przemalować. Mi się nie chciało z tym bawić, ale trochę to psuje ogólne wrażenie.

Sam stelaż jest sztywny i spełnia swoje zadanie. Niestety ma jedną irytującą wadę - przy w pełni zapakowanym plecaku potrafi denerwująco skrzypieć podczas chodzenia. Nie udało mi się niestety zlokalizować, w którym dokładnie miejscu powstaje to skrzypienie. Podejrzewam, że metal trze o materiał tunelu, w którym jest częściowo schowany.

Plecak Recon 70 użytkuję od roku, był ze mną na 3 poligonach i kilku innych wyjazdach. Na zdjęciach jest w nim około 30 kg sprzętu. Zrobiłem z tym obciążeniem kilka kilometrów i plecy mam nadal całe. Jest to, moim zdaniem, dobry zamiennik dla kiepskiego zasobnika piechoty górskiej, z którym Recon przegrywa jedynie trochę mniejszą pojemnością. Campusa można w sieci znaleźć w cenie oscylującej koło 240zł więc sądzę, że jest to dobry wybór, jeśli nie dysponuje się dużym budżetem.


Recon 70 kieszeń bocznaRecon 70 gwizdek
Czytaj Dalej