Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wyposażenie. Pokaż wszystkie posty

zCARBONka

W maju, dzięki uprzejmości firmy Carbon Workshop, otrzymałem do testów ich flagowy produkt, czyli minimalistyczny portfel o jakże wymownej nazwie zCARBONka. Właściwie, to jest to tzw. "credit card holder" lub po polsku "etui na karty płatnicze" ale dla uproszczenia pozostanę przy portfelu. Tak więc od maja noszę przy sobie ten oryginalny portfel właściwie codziennie i stwierdziłem, że w końcu starczy tego testowania i czas coś na jego temat napisać.

Tytułem krótkiego wyjaśnienia napiszę czym tak naprawdę jest zCARBONka. Jej budowa jest prosta jak budowa przysłowiowego cepa i ta prostota jest jej dużą zaletą. Składa się z dwóch okładek wykonanych z włókna węglowego (stąd ten CARBON w nazwie) podklejonych miękką tkaniną ograniczającą wycieranie się zawartości portfela oraz z gumki scalających obie okładki w całość. Melduję, że skończyłem. Prawda, że prosta konstrukcja?


Z założenia zCARBONka ma być rozwiązaniem lekkim, wygodnym i bezpiecznym. Lekkim - bo z włókna węglowego, wygodnym - bo jest mała, bezpiecznym - bo włókno węglowe ogranicza przepływ fal RFID, a więc zmniejsza prawdopodobieństwo zdalnej kradzieży środków z kart przy użyciu chipów PayPass. Wszystkie te założenia spełnia w 100%, a do tego nowoczesny, ale nie rzucający się w oczy, design tego portfela powoduje, że nie będzie obciachem wyciągnąć go nawet w eleganckiej restauracji.

Jak już wspomniałem, zCARBONka weszła w skład mojego EDC i w zasadzie od 7 miesięcy nie opuszczała mojej kieszeni, gdzie musiała się pomieścić z kluczami i etui na dokumenty. Dzięki jej kompaktowym rozmiarom było to możliwe i właściwie można było zapomnieć, że tam jest. Dla mnie to ogromny plus, gdyż nie znoszę mieć wypchanych kieszeni. Według producenta portfel zmieści w sobie 6 kart płatniczych, ja osobiście nosiłem 3 karty, prawo jazdy i dowód osobisty.

Użytkowanie tego portfela jest proste i szybkie, aczkolwiek trzeba się przyzwyczaić do sposobu wyciągani z niego kart. Początkowo gumka trzyma zawartość dosyć ciasno i przy jej wyciąganiu czuć wyraźny opór ale po pewnym czasie się trochę rozciąga i karty wychodzą płynniej. Niemniej początkowo wyciągnięcie konkretnej karty, szczególnie ze środka, nie jest łatwe, mimo wycięć w okładkach, które docelowo miały to umożliwić. Aby szybko i bez zbędnego siłowania wydostać z carbonowych objęć żądaną kartę, najłatwiej jest lekko wysunąć całą zawartość, a następnie po jednej stronie wybranej karty wsunąć z powrotem te, których nie potrzebujemy. Dalej już przyczepność naszych palców wystarczy by wydobyć tą konkretną z portfela. Brzmi skomplikowanie ale w rzeczywistości da się to zrobić w ciągu sekundy lub dwóch.


W tym miejscu muszę zaznaczyć, że zCARBONka w żaden sposób nie zastąpi normalnego portfela. Umożliwia ona jedynie przenoszenie kart, nie ma w niej żadnego miejsca na banknoty czy bilon, Osobiście rzadko korzystam z gotówki, więc mi to absolutnie nie przeszkadza - karty noszę w zCARBONce zawsze przy sobie, a portfel z gotówką wrzucam do torby lub plecaka. Osoby preferujące operowanie gotówką niestety prawdopodobnie nie docenią zalet takiego rozwiązania.

Teraz słów kilka o wytrzymałości. Mimo noszenia zCARBONki w jednej kieszeni z kluczami nie widać na niej żadnych uszkodzeń, zadrapań, obtarć czy zadartych brzegów. W dalszym ciągu powierzchnia okładek jest gładka i z połyskiem. Gumka trzymająca obie okładki razem także nie przejawia śladów zużycia. Jedynym mankamentem jest fakt, że dostosowała się ona do trzymania 5 kart i uległa rozciągnięciu. W rezultacie obecnie 4 karty trzymane są w portfelu dosyć luźno, a mniejsza ilość po prostu z niego wypada. Na szczęście w zestawie otrzymujemy zapasową gumkę, jednak jest to element, który koniecznie wymaga poprawienia.

Skoro jestem przy wadach, to muszę wspomnieć o jeszcze jednej, nie dotyczącej może samej zCARBONki, ale jej wpływu na karty w niej przechowywane. Niestety należy liczyć się z tym, że w miarę użytkowania powierzchnia kart płatniczych będzie ulegać wytarciu. Jest to nieuniknione z tego względu, że karty w tym portfelu są trzymane siłą tarcia. Tak więc wyciągając kartę, trze ona całą powierzchnią o karty sąsiadujące. O ile tkanina pokrywająca okładki zabezpiecza powierzchnie skrajnych kart, to te wewnętrzne nie są niczym chronione. Nie jestem na chwilę obecną w stanie stwierdzić, czy ma to jakiś negatywny wpływ na funkcjonowanie chipów lub pasków magnetycznych. Póki co moje karty działają prawidłowo, ale czas pokaże, czy to się nie zmieni.

Ogólnie oceniam ten produkt jako ciekawe rozwiązanie, przeznaczone dla określonej grupy odbiorców, Zapewne nie każdy korzysta z kart, a ci co korzystają niekoniecznie będą chcieli częściowo odciąć się od gotówki. Jednak sądzę, ze w dzisiejszych czasach wszechobecnej elektroniki i powszechności płatności bezgotówkowych znajdzie się spora grupa odbiorców takiego produktu. Szczególnie, że dla fanów personalizacji producent oferuje różne kolory gumek, oraz możliwość wytłoczenia na nich wybranego tekstu. Osobiście na pewno będę kontynuował użytkowanie zCARBONki, bo lubię mieć lekko w kieszeniach.

Czytaj Dalej

Tuning hełmu wz. 2005


Hełm wz. 2005
Jak nowoczesny i wygodny jest polski hełm wz. 2005 wie każdy, kto był zmuszony go nosić chociaż przez pół godziny. Jednak prawdziwe "walory" odkrywa on dopiero przed tymi, którzy zmuszeni są nosić ten hełm po kilka/kilkanaście godzin dziennie przez kilka tygodni. Nie odkryję Ameryki, jeśli napiszę, że konstrukcja wz. 2005 jest sto lat za współczesnymi trendami. Niestety jest on na wyposażeniu większości wojsk, które miały to szczęście zamienić hełmy stalowe na kewlarowe.



Jako użytkownik tegoż hełmu stwierdzam, że najbardziej osobie noszącej to ustrojstwo dokuczają:
a) waga
b) fasunek
c) paski nośne

Wszystkie te trzy elementy działając w dłuższym okresie czasu na użytkownika skutkują obtarciami czoła, bólami głowy i kręgosłupa. Do tego dochodzi swędzenie, szczególnie gdy hełm użytkujemy z czapką. Oczywiście wpływa to negatywnie na motywację, samopoczucie i stan zdrowia noszącego - czyli na wszystko co ważne podczas wykonywania zadań, a o co zupełnie nie dbają decydenci.

Co można na to poradzić? Wagi hełmu się nie zmieni, więc trzeba skupić się na fasunku i paskach. Jedno i drugie bardzo łatwo zdemontować nie naruszając żadnego z elementów, co umożliwia w razie potrzeby ponowny montaż i bezproblemowe zdanie hełmu. Po demontażu zostaje nam goła skorupa, gotowa do tuningu.

Hełm wz. 2005 bez fasunku
Hełm po demontażu fasunku
Fabryczne paski można wymienić na paski dedykowane do hełmu MICH, pod warunkiem, że nasz wz. 2005 jest wersją zmodernizowaną z czteropunktowym systemem nośnym. Jeśli, tak jak ja, macie wersję z systemem 3-punktowym to niestety fabryczne paski muszą zostać - hełm ma tylko 3 otwory na śruby.

Tak więc dochodzimy do najważniejszej zmiany podnoszącej komfort użytkowania naszego hełmu - fasunku. Fabryczna konstrukcja jest oparta o elastyczny, czerepowy szkielet, na którym zamontowany jest regulowany potnik i siatka. Taka konstrukcja w zasadzie opiera cały ciężar hełmu na potniku, co powoduje nieprzyjemny ucisk dookoła głowy i obtarcia w okolicach czoła. Dlatego warto ją zastąpić systemem poduszek montowanych na rzepie. Rzep "haczyk", w postaci krążków, przyklejamy w dowolnej konfiguracji wewnątrz hełmu, a następnie rozmieszczamy na nim poduszki, pokryte czepliwym materiałem, według naszych potrzeb i preferencji. Proste? Jest to system stosowany w większości nowoczesnych hełmów.

Hełm wz. 2005 z rzepem
Przykładowe rozmieszczenie rzepów
Rzepowe krążki z klejem, przygotowane do użycia w hełmach, można bez problemu dostać na znanym portalu aukcyjnym. Są one poryte od spodu klejem, który jest na tyle mocny by trzymać je na miejscu i na tyle słaby, że można je odkleić, bez niszczenia rzepu. Należy je rozmieścić tak, by każda z poduszek była trzymana co najmniej przez dwa krążki. Wszystko się rozbija o to, by podczas przenoszenia hełmu w inny sposób niż na głowie poduszki nam z niego nie wypadły.

Hełm jest, rzep jest, więc należy podczepić poduszki. Tylko jakie? W polskim internecie niestety wybór jest dosyć ograniczony. Od razu odradzam wszelkie airsoftowe wymysły, najczęściej zrobione ze zwykłej pianki i zapewniające mizerną amortyzację. Należy mieć na uwadze, że kewlarowy hełm to nie plastikowa kopia i swoje waży. Tak więc już pod samą wagą skorupy tanie piankowe poduszki będą dosyć mocno skompresowane przy noszeniu, a jakiekolwiek bieganie czy uderzenie w hełm może spowodować obicie głowy.

Mocno namawiam do wyboru fasunków z prawdziwych hełmów. Najbardziej ekonomicznie wychodzi zakup kontraktowych poduszek do MICHa. W zestawie jest 7 poduszek, które dają pewną możliwość konfiguracji. Poduszki są wystarczająco twarde by chronić głowę, a przy tym na tyle wygodne, by nie uciskać. Przy zakupie należy zwrócić uwagę, czy poduszki są piankowe czy żelowe. Polecam wybór pianki, gdyż żelowe mają tendencję do twardnienia w ujemnych temperaturach a przy tym łapią temperaturę otoczenia, więc po założeniu na zimnie mrożą w głowę.

Dla osób z zasobniejszym portfelem są dostępne dużo bardziej zaawansowane systemy. Na naszym rynku znalazłem fasunki od Team Wendy: Resolve, Epic i Epic Air. W zagranicznych sklepach i na eBayu można dostać rozwiązania także innych producentów.

Osobiście wybrałem wersję ekonomiczną, czyli kontraktowe poduszki do MICHa i muszę powiedzieć, że skok w wygodzie użytkowania hełmu jest ogromny. Koszt wymiany fasunku, razem z rzepami, wyniósł mnie około 100 zł, więc nie jest to majątek. Muszę jednak zaznaczyć, że wybrałem tą opcję jedynie dlatego, gdyż obecnie w pracy hełmu używam sporadycznie i mniej intensywnie niż kiedyś. Gdyby nie to, na pewno zainwestowałbym w któryś droższy, ale i wygodniejszy, system.

Hełm wz. 2005 z poduszkami
Produkt finalny


Czytaj Dalej

EDC - gdy więcej nie znaczy lepiej

EDC czyli Every Day Carry, czy też spolszczony Ekwipunek Dźwigany Codziennie, jest zjawiskiem powszechnym i pamiętającym zamierzchłe czasy. Człowiek zawsze nosił przy sobie jakieś przydatne gadżety, bez których nie ruszał się z domu. W czasach gdy "taktyczność" wyszła na ulice EDC nabrał nowej formy i czasem zahacza wręcz o lans.

Każdy się nosi jak mu się podoba, a i trochę lansu nikomu jeszcze nie zaszkodziła, więc tego wątku ciągnąć nie ma sensu. O czym chciałbym tu napisać, to praktyczny wymiar EDC. Każdy człowiek ma w sobie takie coś, co można określić jako zamiłowanie do chomikowania. U niektórych jest to ledwie zauważalne, u innych przybiera to formę chorobliwą. Może wynika to z zakodowanego genetycznie zbieractwa, które leży u korzeni naszego gatunku. Tak czy inaczej, tendencja jest taka, że jak już mamy jedną fajną rzecz, to chcemy mieć następną i następną, i następną i ... no dobra, można by tak pisać bez końca ;) Sama przyjemność z kupowania i posiadania często przesłania nam faktyczne potrzeby, a przecież w przypadku EDC to właśnie potrzeby są/powinny być najważniejsze.

W moim rozumieniu EDC powinno być jak najbardziej przydatne, minimalistyczne, zajmować jak najmniej miejsca i być jak najlżejsze. Zawsze starałem się stosować do tych zasad i według nich dobierać przedmioty, które noszę. Między innymi z tego powodu posiadam dwa zestawy EDC - jeden cywilny, który noszę po mieście, a drugi wojskowy, który noszę, gdy jestem na służbie. Po prostu w różnych warunkach przydają się inne rzeczy, a uważam, że nie ma sensu nosić czegoś, czego się nie używa. Dokładanie coraz to nowych gadżetów do kieszeni może tylko spowodować dyskomfort i nieestetyczny efekt wypchanych kieszeni.

Przykład. optymalizacji EDC na własnym przypadku. Początkowo nosiłem przy sobie Victorinoxa BW o którym mam bardzo dobre zdanie. Niestety mimo wszystkich swoich zalet jest on stosunkowo duży i ciężki, a ponad to - nie posiada klipsa, więc nieprzyjemnie majtał się w kieszeni. Vicek został więc zastąpiony przez folderek Sanrenmu - mały, lekki i zaczepiony o krawędź kieszeni nie przeszkadza włożyć do niej ręki. Do tego w cywilu zazwyczaj nie potrzebuję długiego ostrza więc wybór czegoś małego wydaje się sensowny.

Przejdźmy teraz do sedna, czyli opisu moich EDC. Na pierwszy ogień pójdzie cywilna wersja.


Na zdjęciu:
- zegarek Timex Expedition
- folder Sanrenmu 730
- multitool Leatherman Micra (recenzja tutaj)
- okulary Bolle Tracker
- portfel 4F + telefon Sony Xperia SP

Czy coś więcej jest mi na co dzień  potrzebne? Nie bardzo. Całe EDC mogę w kilka sekund wrzucić do kieszeni wychodząc z domu i nie wyglądam przy tym, jakbym okradł właśnie spożywczaka i nawpychał cukierków do kieszeni. Ale. Zawsze jest jakieś ale. Jeśli wybieram się gdzieś dalej, na cały dzień lub po prostu muszę mieć gdzie wrzucić zakupy biorę ze sobą plecak - Raccoona od Helikona (recenzja tutaj). Ponieważ ma on sporo kieszonek grzechem byłoby ich nie wykorzystać. Tak więc w rzeczonym plecaku dodatkowo mam: 
- długopis, 
- opatrunek polowy + folię NRC + apteczkę, 
- wspomnianego Victorinoxa, 
- taśmę izolacyjną, 
- poncho jednorazowe, 
- ładowarkę do telefonu 
i ... to by było na tyle. Osobiście sądzę, że Vicek + Micra + folder to już trochę przesada, ale ostrzy tnących nigdy zbyt wiele, a szkoda by było, żeby Vicek leżał bezczynnie w domu.

Ok, przejdźmy do wersji "roboczej" mojego EDC.


Na fotce
- okulary ESS Crossbow
- latarka Olight M20-X Warrior
- folder Enlan EL-01
- niezbędnik z Mountain Warehouse
- zegarek Timex Expedition
- multitool Leatherman Micra
Czego nie ma na fotce a noszę w kieszeniach cargo - rękawice Mechanix M-Pact (recenzja tutaj) i chustę buff. Do tego są jeszcze ze dwa długopisy, bo w wojsku 3/4 roboty to kwitologia.

Jak widać zestaw trochę się różni od cywilnego. Przede wszystkim folder jest dużo większy, ale też i stoją przed nim cięższe zadania. Okulary mają lepszą klasę odporności, chronią większą powierzchnię twarzy i trochę lepiej się w nich strzela. Spork przydaje się, jak wiadomo, do jedzenia posiłków w miejscach przygodnych. No i na koniec latarka, która przydaje się w różnych sytuacjach, a czasem ląduje na moim Mini Berylu.

Całą resztę szpeju noszę albo w kamizelce albo plecaku. Znajduje się tam m. in. krzesiwo, apteczka, kompas, "poddupnik" (czyli mata izolująca), pełnowymiarowy multitool i nóż z ostrzem stałym. Dokładny opis zawartości mojego chest-riga przedstawię kiedy indziej. Czemu nie wszystkie gadżety noszę przy sobie? Bo nie mam takiej potrzeby. Ponownie - to rzeczywiste potrzeby dyktują zawartość moich kieszeni. Jeśli jestem na jednostce lub odpoczywam bez oporządzenia na sobie - rzeczy używane najczęściej mam przy sobie. Te rzadziej używane są w kamizelce. W trakcie działań w polu chest riga mam zawsze na sobie więc dostęp do jego zawartości jest natychmiastowy. Jeśli nie mam go na sobie to znaczy, że mam go w zasięgu kilku kroków i zawsze mogę z niego wyjąć to, co mi jest potrzebne.

Moje EDC ciągle ewoluuje, ciągle się w nim coś zmienia. Przyjemność z dokładania zastąpiłem frajdą z optymalizowania. Zachęcam was do tego samego.
Czytaj Dalej

O wyposażeniu polskiego żołnierza słów kilka

Dużo się mówi o profesjonalizacji i modernizacji naszej armii - ciągle słychać o przetargach na śmigłowce, samochody, wozy bojowe itp itd. To, że sprzęt w wojsku wymaga wymiany nie podlega dyskusji, bo na rozlatujących się BWP żadnej wojny się nie wygra. Warto jednak zauważyć, że w tym całym tyglu wielkich zakupów zapomniano o podstawowym wyposażeniu zwykłego żołnierza, czyli o czymś, co w zasadzie jest żołnierzowi niezbędne do funkcjonowania.

Temat jest z pozoru oczywisty i nie wart rozwijania, a jednak jest to realny i istotny problem. Może wyda wam się to dziwne, ale w wojsku coś takiego jak wyposażenie indywidualne w zasadzie nie istnieje. Coś co dla nas jest oczywiste, dla żołnierza może być zupełną abstrakcją. Czemu? Otóż różnica między przeciętnym członkiem grupy paramilitarnej a przeciętnym żołnierzem jest taka, że ten pierwszy ma 10 razy większe rozeznanie w temacie oporządzenia i wyposażenia indywidualnego. Taka jest smutna prawda - w wojsku się o tym nie uczy, a w domu mało kto się tym przejmuje. "Gadżeciarzy", jak się potocznie nazywa lepiej wyposażonych żołnierzy, jest w regularnych pododdziałach relatywnie mało. Dlatego, przynajmniej w podstawowym zakresie, wojsko powinno zadbać o żołnierza i dać mu to, co mu będzie do służby niezbędne. Niestety, jak to często bywa, jest to oczywiste dla wszystkich z wyjątkiem tych, od których to zależy.

Problem jest naprawdę elementarny i ciężko jest zrozumieć, skąd on się bierze. Wyobraźcie sobie sytuację, że ekipa budowlana została wysłana na budowę z koparkami, ciężarówkami, dźwigami ale bez młotków, miar, poziomic, rękawic roboczych. Obecna sytuacja żołnierzy przypomina właśnie taki obrazek. Ojczyzna daje żołnierzowi mundur, karabin, hełm i w zasadzie nic poza tym. Czy to wystarczy, żeby żołnierz mógł realizować zadania, które są przed nim stawiane? Śmiem twierdzić, że to jest dużo za mało. Tak naprawdę żołnierz, który sam się nie obkupił, jest w czarnej dupie.

Pośród wydawanego wyposażenia próżno szukać czegoś tak podstawowego jak nóż (!!!!), kompas, krzesiwo, niezbędnik czy multitool. Absurdem jest, że często żołnierze dostają suchy prowiant w postaci puszek, a nie dostają nic, czym można by je było otworzyć. Wyliczając dalej, nasza niby profesjonalna armia nie raczy wyposażyć żołnierza w rękawice taktyczne, rękawice ochronne czy gogle.

Pewnie odezwą się głosy, że każdy ma inny gust, jednemu będzie pasował taki model, drugiemu inny. Oczywiście, że tak, ale nie zmienia to faktu, że każdy powinien dostać pewne niezbędne podstawowe wyposażenie. Wszyscy mieliby z czego korzystać, a jeśliby komuś nie odpowiadało to co dostał - droga wolna, niech zainwestuje i kupi sobie coś lepszego. Nie byłoby sytuacji, że ktoś czegoś nie ma. Obecnie każdy jest pozostawiony sam sobie. Obecnie wielu żołnierzy nie posiada kompasu czy noża, nie mówiąc już o całej reszcie. Problem staje się szczególnie widoczny, gdy żołnierz zostaje skierowany na specjalistyczny kurs a na liście wymaganego wyposażenia pojawia się paracord czy krzesiwo. Dać nie dali, a wymagają by mieć.

Tu widać, jak ważną rolę pełnią wszelkie paramilitarne organizacje szkolących młodzież i przygotowujących ją do służby wojskowej. Właśnie w "Strzelcu" czy innych organizacjach młodzi są uświadamiani, jaki sprzęt i wyposażenie jest im potrzebne, a później przenoszą swoją wiedzę do wojska. To właśnie dzięki nim, do wojska mają szansę trafić osoby dużo bardziej świadome i może kiedyś sytuacja w armii ulegnie zmianie, a żołnierze będą dziwnie patrzeć na tych, którzy wyposażyć się nie potrafią, a nie na odwrót.
Czytaj Dalej