NSR od środka

Zapewne nikogo nie zaskoczy, kiedy napiszę, że NSR jest niedopracowane, w wielu miejscach nieprzemyślane. Jednak daje spore pole do manewru, jeśli tylko ktoś chciałby naprawdę coś z tym tworem zrobić. Spędziłem 2 tygodnie jako podoficer na poligonie w ramach NSR i mam swoje wnioski.
Głównym wnioskiem jest to, że najsłabszym ogniwem są wojskowi bezpośrednio odpowiedzialni za organizowane ćwiczenie. Ćwiczenia są organizowane i prowadzone przez osoby, które nie wierzą w szkolenie rezerw. Wszyscy oni bez wyjątku traktują żołnierzy NSR jako kandydatów na żołnierzy zawodowych więc ćwiczenia są prowadzone nie w celu szkolenia ale przetargania żołnierza, żeby zrobić odsiew. Na porządku dziennym były odzywki, że powinniśmy być tam za darmo. No bo przecież jak to możliwe, że rezerwista dostaje pieniądze za czas ćwiczeń.

Kolejna sprawa - tęsknota za ZSW. Z ust kadry ciągle padało stwierdzenie "ci z was którzy byli w wojsku na pewno to znają/umieją/wiedzą" (w sensie w ZSW). Osoby po szkoleniach rezerw i świeżo po 4 miesiącach służby przygotowawczej byli traktowani jak debile którzy nic nie umieją. Tak też ćwiczenia były ułożone - jak unitarka. Czyli wojskowi nie wierzą w skuteczność szkolenia w centrach szkoleniowych. Uważają, że rezerwiści tam nic nie robią i niczego się nie uczą. Praktyka pokazywała oczywiście coś odwrotnego - w większości ludzie po ZSW wypadali znacznie gorzej niż 21-latkowie po SP. Okazało się, że na SP rzucano granatem, sporo strzelano i generalnie przez te 2 tygodnie poligonu, w sensie szkoleniowym, ludzie się nudzili. 

Podejście do podoficerów i oficerów z rezerwy - jak do szeregowych. Owszem, większość z nich była osobami z przypadku, ale wyraźnie zawodowi żołnierze zapomnieli o czymś takim jak szacunek do stopnia. Może i nasz dowódca plutonu był ciamajdą i wyglądał jak siedem nieszczęść ale chorąży idący przed porucznikiem lub ustawianie go w kolumnie obok szeregowych powodowało niesmak nie tylko wśród NSR-u ale i żołnierzy zawodowych z innych jednostek.

Ostatnia ale nie mniej ważna kwestia, powiązana z poprzednimi - przypadkowość kadry. Jako NSR stanowiliśmy kompanię zmechu. Natomiast w kadrze mieliśmy samych przeciwlotników, logistyków, artylerzystów i jednego zwiadowcę. O ile pan z rozpoznania chciał faktycznie coś z nami ciekawego zrobić, to reszta miała to w "D".


Źródło: http://www.nsr.wp.mil.pl
Tematy które przerabialiśmy w ciągu 2 tygodni: strzelanie szkolne 1 i 2 (również nocne), czyszczenie broni, strzelanie nr 1 z pistoletu, obsługa kompasu, zakładanie maski i OP1, okopywanie się, kopanie szczeliny opl, stawianie ogniowej zapory opl, rzut granatem, rozkładanie i składanie AK, przyjmowanie różnych postaw strzeleckich, pierwsza pomoc przedmedyczna w warunkach cywilnych, ewakuacja rannego, sygnały chorągiewkami i latarkami, szyk ubezpieczony (4 minuty instruktażu), pokonywanie skrzyżowań w szyku (łącznie 30 minut treningu), raz godzinny marsz w szyku ubezpieczonym w trudnym terenie z omijaniem stanowisk obserwacyjnych, raz tor przeszkód na ośrodku rozpoznawczym, raz godzinny marsz nocny, raz wsiadanie i wysiadanie z BWP, nawiązywanie łączności za pomocą radiostacji. Całe 2 dni poświęciliśmy na pobranie i zdanie oporządzenia i broni. Podczas strzelań oczywiście 50% czasu to zbieranie łusek.

Największy problem widzę w tym, że tak naprawdę nie ma odgórnie narzuconej jednolitej wizji NSR. Każda jednostka organizuje ćwiczenia po swojemu i po swojemu organizuje pododdziały rezerwistów. Porównując ćwiczenia w różnych jednostkach widać, że to prawdziwa wolna amerykanka. W jednej z jednostek NSR nie dostał nawet umundurowania do domu tylko musieli je zdać po ćwiczeniach do magazynu. Tłumaczenie? Bo a nuż ktoś zapomni później zabrać z domu beretu. Moim zdaniem dziecinada. 

Brak jest jednolitego systemu szkolenia i w rezultacie żołnierze z pierwszego naboru na swoich drugich ćwiczeniach zostali dołączeni do drugiego naboru, który odbywał ćwiczenia po raz pierwszy. W rezultacie chłopaki przechodzili po raz drugi te same szkolenia podstawowe. 

Ponieważ przydział kryzysowy nie jest tożsamy z mobilizacyjnym, rezerwiści nie mają przypisanej do siebie broni. Przy okazji każdych ćwiczeń jest cyrk z dowożeniem do jednostki broni z WOGu, wydawanie jej a następnie zdawanie i odwożenie. W rezultacie wszelkie strzelania na ocenę są bezsensowne, bo więcej zależy od broni na którą się trafi niż od strzelca. Pomijam już kwestię, że teoretycznie jest możliwe, żeby przydział kryzysowy i mobilizacyjny mieć w rożnych jednostkach. Na dzień dzisiejszy większość NSRu przydziału mobilizacyjnego nie posiada i w razie W chaos mobilizacyjny byłby niewyobrażalny. 

Co można zaproponować? A no należałoby zlikwidować dziwny twór jakim jest przydział kryzysowy i nadać wszystkim w NSR przydziały mobilizacyjne. Pociągałoby to za sobą przypisanie na stałe jednostki broni która byłaby przystrzelana i czekała gotowa w jednostce wojskowej. To samo należałoby zrobić z oporządzeniem - maska PGAZ, OP1, hełm itp powinny być dobrane, przypisane do żołnierza i leżeć na jego indywidualnej półce, żeby uniknąć każdorazowego cyrku z dobieraniem rozmiarów i wydawaniem uszkodzonych lub wybrakowanych elementów wyposażenia. 

Pododdziały NSRu powinny być organizowane w zwarte pododdziały oparte o pododdziały obecnie skadrowane. Żołnierz powinien mieć jasność, kto jest dowódcą jego kompanii, kto dowódcą plutonu a kto drużyny. Moim zdaniem zmienianie dowódców przy okazji każdych ćwiczeń to jakież chore nieporozumienie. Wymogłoby to zmiany kadrowe, by pododdziałami skadrowanymi dowodzili ludzie do tego przygotowani. Obecnie jest to tzw. przechowalnia, ludzie na stanowiskach są tam z przypadku, vide artylerzysta jako dowódca kompanii zmechanizowanej.

Kończąc swój wywód stwierdzam, że gdyby przestano lansować pacyfistyczne pobudki tworzenia NSR i przedstawiać je jako furtkę do służby zawodowej, możnaby z NSR zrobić formację, która miałaby jakąś konkretną rolę w systemie obronnym kraju. W chwili obecnej brak jasnego określenia kierunku działania na najwyższych szczeblach oraz brak pomysłu, a także chęci, na wykorzystanie NSRu przez dowódców powoduje, że jest to jedynie forma zasadniczej służby wojskowej, która niewiele ma wspólnego z realnymi potrzebami obronnymi Polski. Panowie z MON i Sztabu Generalnego głosili, że NSR to nasza Gwardia Narodowa. Odnoszę wrażenie, że nie bardzo zapoznali się z organizacją i zadaniami, które w USA pełni Gwardia i w rezultacie mamy takiego a nie innego "potworka".

1 komentarz :

  1. prawda tez jestem zolnierzem nsr emerytem wojskowym
    Czym roznie sie od trepa ze on ma zaplacone dodatek za poligon a ja nie i czym sie roznie od trepa ze jemu za sluzby placa n mi nie moim zdaniem dziadostwo niby w wojsku jesh h.... ale jednakowo a z NSR nie

    OdpowiedzUsuń